poniedziałek, 28 stycznia 2013

Bengalska kobra


Carol Tavris w książce Anger: The Misunderstood Emotion opisuje przypowieść o bengalskiej kobrze. Gad ten miał w zwyczaju kąsać przechodzących ludzi. Aż do dnia, kiedy swami – hinduski mędrzec i asceta, człowiek, który osiągnął pełną kontrolę nad zmysłami – przekonał kobrę, że kąsanie ludzi jest złem. Od tej pory mieszkańcy wioski poczuli się bezpiecznie, bo przysięgła ona, że nie będzie już atakować przechodniów. Krótko po tym, kobra odwiedziła swamiego. Była pokrwawiona i posiniaczona, bo wioskowi chłopcy zaczęli dokuczać jej i rzucać w nią kamieniami. Czuli się bezkarni i bezpieczni. Poskarżyła się mędrcowi na swój los, a ten odparł jej, że wprawdzie powiedział jej żeby przestała kąsać ludzi ale nie powiedział jej, że ma przestać prężyć się i groźnie syczeć.

Bardzo poruszyła mnie ta przypowieść.

Wiem z doświadczenia, że introwertycy bardzo nie lubią silnych emocji. Wybuchy złości, krzyk, czy kłótnie, są bardzo wyczerpujące i powodują gwałtowny spadek energii. Nic więc dziwnego, że unikają takich sytuacji. Często ustępują, starając się łagodzić, bywa, że argumentują spokojnym tonem gdy inni krzyczą. Czasami wygląda to tak, jakby nie podlegali żadnym emocjom. Jakby omawiana właśnie, jakaś drażliwa sprawa,  w ogóle ich nie obchodziła.

Słyszałam takie zarzuty, że czymś się nie przejmuję czy, że mi na czymś nie zależy, wiele razy. Tylko dlatego, że nie okazywałam emocji (czasami, gdy nazbierało mi się tego za dużo wybuchałam, nieadekwatnie mocno do zaistniałej sytuacji , a to pogarszało jeszcze sytuację).
    
Inna strona medalu jest  taka, że nie okazując emocji nie dajemy sygnału, że przekraczane są jakieś nasze granice. Że coś nas złości, coś nam się nie podoba.

Ta przypowieść o kobrze stała się wskazówką dla mnie. Może zainspiruje też innych introwertyków. Nie radzę kąsać, bo to wyczerpuje (chyba, że nie ma innego wyjścia). Warto natomiast nauczyć się jak groźnie syczeć i jak pokazywać kły. Warto pokazywać emocje. Po to, by utrzymać bezpieczny dla naszego zdrowia psychicznego dystans. Aby nie pozwalać na zachowania, które są dla nas męczące, krzywdzące czy niesprawiedliwe. Warto zadbać o respekt  tak, żeby żadnemu wioskowemu chłopcu nie przyszło do głowy dokuczać nam. Tylko dlatego, że wyglądamy na łagodnych i bezbronnych.

czwartek, 17 stycznia 2013

Zagrzewanie do walki


Są chwile, kiedy jestem bardzo zmęczona, mam wrażenie, że nie mam już siły na dalszy wysiłek. Dotyczy to zarówno sytuacji  związanych z wysiłkiem fizycznym, jak i intelektualnym. W takich  momentach, bardzo potrzebuję zmotywowania do dalszego działania, zagrzania do walki.

Zdarza się, że aby osiągnąć wymarzony cel, trzeba mocno się postarać, przezwyciężyć słabość czy chwile zniechęcenia. W takich sytuacjach potrzebujemy jakiegoś pobudzenia do dalszego wysiłku.  Podejrzewam że, każdy ma swoje ulubione i że są one zmienne w zależności od okoliczności.

Są jednak pewne uogólnienia. Susan Cain napisała o pewnym eksperymencie, w trakcie którego okazało się, że inne bodźce działają na introwertyków i ekstrawertyków.

Generalnie, introwertycy osiągali lepsze wyniki, gdy byli zachęcani w miły i dodający otuchy sposób. Np.:

„Bardzo ładnie, już prawie skończyłaś”
„Oby tak dalej, nie poddawaj się”
„Widzę, że Ci ciężko, jesteś bardzo dzielna”.

Dobre rezultaty dawało też, rozwiewanie wątpliwości i obaw. Porównywanie tego, co introwertyk ma zrobić, czy się zdecydować, z tym, co już wcześniej robił i co sprawiało mu radość.

Obserwuję, że działa to na moją córkę. Gdy chwalę, podkreślam ile osiągnęła, dostrzegam jej wysiłek,  daje z siebie wszystko. Jest bardzo dzielna i wytrwała.

Dostrzegam też, spadek energii u siebie, gdy ktoś próbuje zmobilizować mnie słowami typu „stać cię na więcej”. 

Natomiast ekstrawertycy, w trakcie eksperymentu, działali efektywniej, gdy mówiło się do niech w stanowczy, a nawet szorstki sposób:

„No dalej, stać Cię na więcej”
„Do roboty, skup się na ćwiczeniu”.

Czy potwierdza się to u ekstrawertyków, nie wiem. Poobserwuję i popytam.

Myślę, że warto wiedzieć, co pomaga nam w dotarciu do celu.


piątek, 4 stycznia 2013

Lider introwertyk


Dlaczego potrzebujemy introwertycznych liderów.

Zgodnie z wynikami badań, amerykańskich naukowców :), opublikowanych w Academy of Management Journal, których autorami byli Francesca Gino z Harvard University i David Hoffman z University of North Carolina, istnieje znacząca korelacja pomiędzy osobowością i zachowaniem pracowników a rodzajem skutecznego przywództwa.

Badania wykazały, że introwertyczny lider w zespole samodzielnych, niezależnych pracowników, daje lepsze rezultaty, zaś dla pracowników niesamodzielnych, czy w sytuacjach kryzysowych,  potrzebny jest szef o silnych ekstrawertycznych cechach.

Oba style zarządzania są równie efektywne, ale dla różnych typów zespołów.

I to jest ok. Pewnie każdy z nas znalazł się w takiej sytuacji, kiedy miał swój pomysł na osiągnięcie celu, plan w głowie i zapał. I denerwowało go, kiedy szef mówił mu, co i jak ma robić. Pomaganie a raczej przeszkadzanie przełożonego było ostatnią rzeczą, na którą czekał.

Ale pewnie były też takie zadania, kiedy potrzebowaliśmy mocniejszej stymulacji, podpowiedzi, zagrzania do akcji. Pozostawieni samym sobie, nie posuwaliśmy się do przodu. Traciliśmy czas i wiarę w siebie.

Okoliczności towarzyszące naszej pracy są zmienne. Dlatego też potrzebujemy zmiennych bodźców stymulujących. Ważne też, aby lider introwertyk nauczył się zagrzewać do walki a lider ekstrawertyk słuchać i zadawać pytania.

Niepokoi mnie natomiast to, że jest silna tendencja do zaniżania kompetencji przywódczych liderów introwertycznych. Jest w naszej kulturze pewien stereotyp, że ekstrawertycy są lepszymi liderami. Badania pokazują, że są oni odbierani jako lepsi przywódcy, chociaż wyniki ich zespołów wcale tego nie potwierdzają. Co więcej, często osiągają gorsze wyniki. Ale otacza ich aureola człowieka sukcesu, taki efekt „halo”.

Moim marzeniem jest, żeby ten stereotyp został przełamany. Żeby o awansie decydowały rzeczywiste wyniki osiągnięte w pracy, a nie umiejętność głośnego przechwalania się. Wierzę, że tak się stanie. Przypomina mi to trochę historię walki kobiet o prawa wyborcze. Teraz wydaje się nam to takie naturalne, a przecież prawa wyborcze w Polsce przyznano nam dopiero w 1918 roku (ostatnim krajem europejskim, w którym kobiety otrzymały prawo do głosowania była Szwajcaria – w 1971 roku).

Może w dobie Internetu i technologii kosmicznych zmiany dokonają się nieco szybciej.