Jest wiele mitów na temat
introwertyków. Jednym z nich jest ten, że nie powinni oni występować publicznie.
Że się do tego najzwyczajniej nie nadają. Że to nie jest ich naturalny świat.
I trudno się z tym nie zgodzić…Tak na pierwszy rzut oka.
Wystąpienia publiczne, to
zmora i sen z oczu dla wielu ludzi. Źródło niewyobrażalnego stresu.
Ale co to znaczy „wystąpienie
publiczne”?
Czy jest to wygłoszenie
prelekcji dla grupy publiczności?
Przedstawienie swojego
pomysłu na spotkaniu roboczym grupy projektowej?
Obrona swojego stanowiska
na spotkaniu rodzinnym?
Czy jeszcze coś innego?
Dla wielu ludzi, w tym także
dla ekstrawertyków, narażenie się na ekspozycję społeczną jest bardzo, ale to
bardzo stresujące. Dla introwertyków szczególnie, bo dochodzi do tego wrażliwość
na szereg bodźców tj. hałas, światło, morze ludzkich oczu i do tego konieczność
mówienia głośniej i szybciej niż w naturalny sposób. Koszmar.
A jednak, znam wiele
przykładów, kiedy to introwertyk zachwycił czy porwał słuchaczy swoją przemową,
Susan Caine, Barack Obama, czy Joanna Chmura to tylko troje z nich.
I wcale nie oznacza to,
że zmienili oni swoją naturę. Nadal pozostają introwertykami. Tajemnica tkwi w przygotowaniu się do
wystąpienia i w regeneracji swojej energii, kiedy jest już po wszystkim. I
oczywiście w tematyce. Bo mówienie o rzeczach ważnych, bardzo pomaga. Włącza
się pasja i głęboka refleksja. Włącza się naturalne doładowanie.
To tak na drugi rzut oka:)