Jestem osoba towarzyską. Mam spore grono znajomych. Uwielbiam spotykać się z nimi, rozmawiać, bawić się. Mam też fajną pracę, prowadzę szkolenia i warsztaty. Poznaję nowych ludzi.
Kiedy mówię, że jestem introwertykiem, najczęstszą reakcją jest zaskoczenie i niedowierzanie. Ostatnie dwa miesiące dały mi możliwość doświadczenia wielu spotkań z różnymi ludźmi, zarówno znanymi mi wcześniej, jak i kompletnie obcymi. Pozwoliło mi to przyjrzeć się pewnemu mechanizmowi, który nieświadomie stosuje od lat.
Na spotkania z nieznanymi mi wcześniej osobami, zwykle przychodziłam jako pierwsza. Teraz już wiem, dlaczego tak się zachowywałam. Chodziło o zaaklimatyzowanie się w pomieszczeniu. Zajęcie najlepszego dla mnie miejsce, czyli takiego, żeby jak najmniej bodźców mnie rozpraszało. Lubię pierwsze rzędy, kiedy np. jestem uczestnikiem wykładu. Stwarza to pozory mniejszej grupy. Ponadto, nowe osoby zwykle przychodzą w pewnych odstępach czasu, nie wszyscy na raz. Pozwalało mi to stopniowo „oswajać” się z nieznajomymi. Zmniejszało poziom lęku.
Na duże spotkania z przyjaciółmi i znajomymi, także zwykle przychodziłam wcześniej. Oczywiście czasami się to nie udawało, ale wtedy przychodziłam z kimś np. z mężem. To on wchodził na „pierwszy ogień”. A ja trochę chowałam się za nim i czekałam, aż minie pierwszy szok aklimatyzacyjny.
No właśnie, do tej pory w sposób nieświadomy zabezpieczałam się przed nadmiarem bodźców. Ale w zeszłym tygodniu zapomniałam o tym. Wybrałam się na urodziny. Przyszłam sama i do tego ostatnia, kiedy impreza już była rozkręcona. Kiedy weszłam, okazało się, że wszystkie dziewczyny skupiły się w kręgu i rozmawiały. Myślałam, że dyskretnie się do nich dołączę. Jednak one były bardzo ciekawe moich wrażeń z wyjścia do opery, z której właśnie przyjechałam. Nie miałam czasu na aklimatyzację. Jakie było moje zdumienie, kiedy okazało się że mam klasyczne reakcje introwertyka na nadmiar bodźców. Pojawiła się pustka w głowie, zaczęło mi brakować słów, nie mogłam sklecić zdania. Miałam wrażenie, że wszystkie wiszą nad moją głową. Spociły mi się ręce i miałam ochotę uciec. A przecież byłam w gronie znajomych!
Wniosek dla mnie na przyszłość z tego jest taki:
a. przychodzić wcześniej, żeby się zaaklimatyzować
b. jeżeli nie mogę być wcześniej to zadbać o to, żeby za kimś się „schować” do czasu, kiedy minie pierwszy szok
c. wymyślić sobie jakąś zgrabną wymówkę np. najpierw muszę się napić czy muszę iść do toalety, żeby się uspokoić
Dobre przygotowanie to podstawa :)