Zwykle patrzymy na świat i swoje sprawy ze swojego punktu widzenia, porównując do swoich punktów odniesienia. Wydajemy oceny, wyrażamy swoją opinie. Czasami lubimy się do nich przywiązać.
Bywa, że te „sprawy”, to my sami. Nasze osiągnięcia, porażki, cele, marzenia. I wszystko jest w porządku, jeżeli porównania, opinie i przywiązania wspierają nas. Są dla nas obiektywnie dobre. A co, jeżeli sami dla siebie jesteśmy „kulą u nogi”? Jak możemy sobie pomóc? W coachingu pracujemy z perspektywą, czyli uczymy się oglądać i oceniać rzeczywistość, z punktu widzenia innych osób, czy wyższych wartości. Czyli mówiąc po staropolsku: wchodzimy w cudze buty i wcielamy się w nieswoje role. Nasze „Ja” przestaje być centrum odniesienia.
I dzieją się niezwykłe rzeczy. Bo okazuje się, że nasze cechy, wiedza, kompetencje są dużo lepsze niż je ocenialiśmy. Że „nie jesteśmy tacy beznadziejni. Że „osiągnęliśmy naprawdę wspaniały sukces”. Że „jesteśmy ważni i warci miłości tacy, jacy jesteśmy”.
Zaczynamy się doceniać.