Moje dziecko jest introwertykiem. Pani w szkole nazwała to pięknie, że ma naturę flegmatyczną i temperament introwertyczny. Czasami się z tego cieszę. Jest taka do mnie podobna. Doskonale ją rozumiem i potrafię wczuć się w jej nastroje i odczucia. A czasami martwię się tym. Ja nie miałam łatwo jako dziecko. Czy zmiany edukacji są wystarczająco głębokie, żeby uszanować inność jej natury? Czy w szkole są już wiedza i chęci do właściwego prowadzenia takich dzieci?
Przyglądałam się jej w trakcie przyjęcia urodzinowego. Przyszedł taki moment, kiedy po szalonej zabawie, nastał odpowiedni czas na wyciszenie. Ona sama to wyczuła. Ja nie interweniowałam. W pewnym momencie, położyła się na kanapie. Nie spała. Tylko leżała, trochę obserwowała nas dorosłych, więcej była pogrążona we własnych myślach. Regenerowała się. Jej najlepsza przyjaciółka, przyzwyczajona już do takich zachowań, nie namawiała jej do powrotu do zabawy. Jej mega ekstrawertyczny ojciec, szanujący naturę córki, nie pytał czemu tak dziwnie się zachowuje i czemu nie bawi się z dziećmi. Dostała zielone światło na podążanie za własnymi potrzebami. Ona, w swojej pierwotnej, dziecięcej mądrości doskonale wiedziała czego jej w danym momencie potrzeba.
Ja nie miałam tak dobrze. Nie winię za to rodziców. Oni chcieli dla mnie jak najlepiej. Chcieli, żebym „dała sobie radę w życiu”. W ich rozumieniu, oznaczało to przebojowość, dynamiczność, towarzyskość. Ja tych cech nie miałam, niestety. Dlatego, zdarzało się, że słyszałam jak moi rodzice przepraszali za moją nieśmiałość, kiedy przychodzili do nas goście. Albo, w rozmowach z przyjaciółmi, wyrażali ubolewanie, że nie jestem taka przebojowa jak córka sąsiadów. W szkole nauczycielka namawiała mnie abym „wyszła ze swojej skorupki”. Moi rodzice, na jednej z pierwszych wywiadówek usłyszeli, że ze mną jest coś nie tak. Zaproponowano im nawet zapisanie mnie do grupy specjalnej dla dzieci opóźnionych w rozwoju. Całe szczęście, mój tata (introwertyk) który rzadko się odzywał, tym razem stanowczo się nie zgodził i zapewnił panią że z moją inteligencją jest wszystko w porządku.
Kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą.
Jest takie sformułowanie: samospełniająca się przepowiednia. Ktoś, kto wiele razy słyszy, że jest leniwy, głupi, powolny, nudny, zaczyna w to wierzyć. A kiedy w coś się szczerze wierzy, to zazwyczaj staje się to prawdą. Ja uwierzyłam. Na wiele lat, że jestem nudna, że niewiele mam ciekawych rzeczy do powiedzenia.
Dziecko, na początku swojego rozwoju społecznego, nie ma o sobie wyrobionych opinii. Odbija się w oczach najbliższych mu osób: rodziców, nauczycieli, rówieśników. Moje odbicie nie było fajne. Na wiele lat ukształtowało mój obraz o sobie. Inne, podobne do mnie dzieci, też się z tym zmagały. Dobrze znam takich introwertyków, mam ich w gronie najbliższych przyjaciół, którzy do dziś mocują się ze swoimi odbiciami. Dorośli introwertycy żyjący z poczuciem winy za to, jacy są.
Dzisiaj, świadomie uczę się odróżniać to nieprzyjemne ukłucie spowodowane podążaniem za swoją naturą. Uczę się akceptować i szanować je. Rozpoczęłam też edukację mojego otoczenia.
Uczę moje dziecko, że trzeba gospodarować energią. Jak ważne jest rozpoznawanie oznak zbliżającego się wyczerpania. Pokazuję, że można zrobić przerwę i podładować akumulator. Pokazuję bezpieczne sposoby wchodzenia w nowe środowiska. Wspiera mnie w tym też mama najlepszej przyjaciółki mojej córki. Ona, jak każde dziecko, na początku dziwiła się innemu zachowaniu swojej koleżanki. Chciała ją zaktywizować. Potem myślała, że jest na nią zła i sama się obrażała. Wczoraj, zaobserwowałam, jak niespełna 6 letnie dziecko, z pełnym zrozumieniem podchodzi do potrzeby wyciszenia się. Zajęła się zabawą. Kiedy czas regeneracji się skończył, jakby przerwy nie było, wróciły do poprzedniej zabawy. Ona już wie i szanuje potrzeby introwertyka.
Cieszę się, że w mojej mikroskali, edukacja zaczyna przynosić efekty. Cieszę się, że moje dziecko, przynajmniej w najbliższym otoczeniu, będzie miało dobry, swój odbity obraz. Że rośnie w odczuciu, że z nią jest wszystko w porządku. Że ma prawo odbierać świat po swojemu.
Wisława Szymborska
W zatrzęsieniu
Jestem kim jestem
Niepojęty przypadek
Jak każdy przypadek
Inni przodkowie
Mogli być przecież moimi,
A już z innego gniazda
Wyfrunęłabym,
Już spod innego pnia
Wypełzła w łusce.
W garderobie natury
Jest kostiumów sporo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz