Ostatnio zbyt często
uczestniczę w rozmowach o osobach, które
upatrują całego zła jakie je w życiu spotkało w działaniu innych osób. Tematy do narzekania stare jak świat: ojciec,
który traktuje córkę jak księżniczkę, ojciec, który nie zwraca uwagi na córkę,
nadopiekuńcza matka, oziębła matka, jedynak bez empatii, osoba z
wielodzietnej rodziny bez poczucia wyjątkowości… i jeszcze cała lista powodów.
Jakże łatwo jest
przerzucić winę na zewnątrz. Nie dostrzegać, że życie jest konsekwencją naszych
własnych decyzji. Świadomych, czy też nie.
Powinniśmy nauczyć się świadomego podejmowania decyzji. Najlepiej już w dzieciństwie.
Parę dni temu, zupełnie
„przypadkiem” trafiłam na pewną książkę dla dzieci. Tytuł i autorka nic mi nie
mówiły. Co ciekawsze, nie stała na półce w pokoju dziecinnym, tylko na półce z moimi
książkami. Kto ją tam postawił? Skąd się wzięła w naszym domu? Postanowiłam ją
przeczytać, zanim oddam ją dzieciom. I oto na jaki tekst natrafiłam, na samym
początku książki.
„Pewnie i wam przytrafiają
się czasem rzeczy, które właściwie nie powinny się zdarzyć. To znaczy nie
zdarzyłyby się, gdyby czegoś tam się nie zrobiło. Albo też wszystko potoczyłoby
się zupełnie inaczej, gdyby zrobiło się coś innego. Trzeba wybierać, jak na
skrzyżowaniu: w prawo czy w lewo. Jak pójdziesz w lewo, spotkasz człowieka,
który zaproponuje ci główną rolę w filmie, a jak pójdziesz w prawo, to się
poślizgniesz na skórce od banana i złamiesz nogę.
Właściwie tak jest
ze wszystkim… To znaczy zawsze idzie się albo w prawo, albo w lewo. Robi się
coś tak, albo inaczej. Wciąż trzeba wybierać.”
Będzie to
obowiązkowa lektura dla moich dzieci.
A ta książka to: „Gdybym nie pomyliła psów” Ingelin
Angerborn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz