czwartek, 10 grudnia 2015

Taką miałam dzisiaj przygodę.

Jechałam samochodem, kiedy przed skrzyżowaniem ze światłami usłyszałam, jak ktoś na mnie trąbi. Przygotowana, na wiadomo jakie gesty, kierowcy niezadowolonego z mojego stylu jazdy, spojrzałam w oczy sprawcy hałasu. I zobaczyłam pana, który palcem pokazuje moje przednie koło i krzyczy: PRZEBITA!
Elegancko zjechałam na całe szczęście w tym miejscu bardzo szeroki chodnik, wysiadłam, spojrzałam na koło i zareagowałam jak rasowa blondynka, czyli załamałam ręce.
Co ja teraz zrobię?! – wpadłam w panikę, bo się śpieszyłam. Przyszło mi do głowy również parę innych myśli, ale nie o tym teraz.
Wsiadłam do samochodu i jedyny inteligentny pomysł, jaki pojawił się w mojej głowie, to telefon do męża. Ale nie zdążyłam wykręcić numeru, gdy moją uwagę przyciągnął taki widok: przez ulicę biegł mężczyzna, w samej podkoszulce i wyraźnie do mnie machał. Kiedy zbliżył się do samochodu, dał mi znać, że chce ze mną porozmawiać. Wysiadłam z auta.
-       Złapała Pani gumę, kolega już zawraca na skrzyżowaniu, zaraz Pani pomożemy.
-       Hę? – inteligentnie zareagowałam.
-       No bo ja bym chciał, żeby ktoś też pomógł mojej dziewczynie, gdyby znalazła się w takiej samej sytuacji jak Pani. A kolega mówi, że on by chciał tego dla swojej mamy.
Poczułam się trochę jak złota rybka. Przez jakieś 8 sekund.
-       A czy Panowie są może Świętymi Mikołajami? – zapytałam, tak na wszelki wypadek, bo warto wiedzieć z kim ma się przyjemność.
W odpowiedzi zobaczyłam uśmiech.
Panowie wzięli się do pracy. Ja tylko asystowałam. Do momentu, kiedy okazało się, że w moim nowym, prawie prosto z salonu samochodzie, brakuje klucza do śrub.
Dealer Peugeota zapakował wszystko do wymiany koła, oprócz… pasującego klucza. Dał ZA-MA-ŁY!!!
Drogi Dealerze, istnieją sposoby na unikanie tego typy pomyłek, nazywają się Standaryzacja, przyda też się Poka-Yoke. Lean Management narodził się w motoryzacji. Działa i warto go stosować!
Ale nie o Standaryzacji w Peugeotcie chciałam pisać.

To co chciałam, to jeszcze raz podziękować moim ratownikom. Nie wyglądali jak Mikołajowie, ale dali mi prezent. Poczucie, że są na świecie dobrzy ludzie, którzy pomagają. Tak bez wielkiego zadęcia. Na ulicy, przypadkowej osobie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz