Introwertyzm
połączony z wrażliwością, czyli naturalne nastawienie na obserwowanie i
słuchanie oraz wyczuwanie emocji, to jest prawdziwa mieszanka wybuchowa. Niezwykła
i piękna, ale też trochę przerażająca czy szokująca (zwłaszcza dla
obserwatorów).
Czym byłby świat
pozbawiony emocji? Film „Song of the sea”, czyli w polskim tłumaczeniu „Sekrety
morza”, opowiada nam pewną historię. O strachu przed złymi emocjami i próbie
ich „bezpiecznego” zamknięcia tak, aby nie miały do nas dostępu. A wszystko po
to, aby nasi najbliżsi nie cierpieli. I jak to bywa w mądrych bajkach (…w życiu
też), wyeliminowanie złych emocji powoduje to, że ratowani dosłownie i w
przenośni zamieniają się w kamienie. Nie czują już nic.
Niezwykła
animacja, operująca kolorem, symbolem i muzyką, bardzo różni się od znanych mi
filmów dla dzieci. Jest zaskakująca w odbiorze. Nie tylko dla mnie.
Chociaż nie było
scen drastycznych, czy nawet szczególnie smutnych, moja introwertyczna córka
mniej więcej po 10 minutach oglądania zalała się łzami. Dosłownie. I płakała
rzewnie przez połowę filmu.
A na ekranie
płynęła normalna historia brata i siostry: na początku trochę się nie lubili,
potem pomagali sobie, by na koniec odkryć, jak bardzo są dla siebie ważni.
Obserwując
reakcję mojego dziecka zrozumiałam, że odziedziczyła po mnie umiejętność
wyczuwania emocji. To jest niezwykły dar, chociaż czasami może być nieco kłopotliwy.
Szczególnie, kiedy jest się jeszcze małym człowiekiem. Potrzebna jest rozmowa.
O emocjach, po co są, co nam dają. O wrażliwości i płynących z niej
korzyściach, ale też i o obciążeniach z nią związanych.
A film polecam. Z
całego, wzruszonego serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz