My introwertycy, mówimy ciszej. Aby dojść do głosu, często potrzebujemy zachowywać się
w sposób dla nas nienaturalny, czyli mówić głośno. Czasami bardzo głośno. A takie nienaturalne zachowanie kosztuje nas dużo więcej energii. A gdyby tak przestać się dostosowywać?
Spotkało mnie dzisiaj to, że moja krtań postanowiła zrobić sobie wolne. Obudziłam się bez głosu. Szeptać mogłam, mówić nie. I co tu robić? Dzień, jak na złość upakowany spotkaniami. Bardzo dla mnie ważnymi. Odwoływać? Nie! Nie chcę. Postanowiłam rzucić wyzwanie losowi.
Spotkało mnie dzisiaj to, że moja krtań postanowiła zrobić sobie wolne. Obudziłam się bez głosu. Szeptać mogłam, mówić nie. I co tu robić? Dzień, jak na złość upakowany spotkaniami. Bardzo dla mnie ważnymi. Odwoływać? Nie! Nie chcę. Postanowiłam rzucić wyzwanie losowi.
Dzień minął. Był bardzo męczący, ale niezwykle pouczający. A oto moje obserwacje:
- moja niedyspozycja wzbudzała w innych autentyczne współczucie (pan z kwiaciarni zadał sobie trud, aby znaleźć nazwę rewelacyjnego płynu, który kiedyś polecił mu lekarz);
- nikt nie był zniecierpliwiony (?!!);
- ludzie bardzo uważnie słuchali tego, co do nich szeptałam;
- większość osób zamiast mówić, odszeptywała do mnie, przynajmniej na początku (wszystkiemu winne neurony lustrzane);
- spotkania były efektywne i odbyły się w miarę normalnie;
- bardzo zauważalna była różnica w decybelach, bo na spotkaniach wszyscy mówili ciszej;
- takie dostosowywanie w komunikowaniu się, jest bardzo energochłonne. Magda powiedziała mi, że strasznie zmęczyło ją cichsze mówienie;
- szept jest neutralny w swoim wydźwięku (nie niesie żadnej dodatkowej informacji tak, jak ton głosu);
- przez telefon porozmawiać się nie da;
- próbowaliście szeptem się kłócić?
Kusi mnie, żeby to
powtórzyć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz