środa, 11 lipca 2012

Rosa Parks

W 1955 r. czarnoskóra kobieta, Rosa Parks, odmówiła ustąpienia miejsca w autobusie. Siedziała w pierwszym rzędzie przeznaczonym dla czarnoskórych pasażerów. Kierowca autobusu, kiedy pojazd zapełnił się ludźmi, zażądał od niej ustąpienia miejsca białemu pasażerowi. Rosa Parks, nie była wojowniczką. Nie była nawet wygadaną i pewną siebie osobą. Była cicha i spokojna. I w taki właśnie sposób odmówiła kierowcy. Jej „nie” było ciche ale stanowcze. Aby przekonać ją do zmiany decyzji, kierowca ostrzegł ją o konsekwencjach jakie poniesie. Jednak nie zmieniła zdania i została aresztowana. Policjant, który ją aresztował, nie potrafił odpowiedzieć na jej spokojne pytanie „dlaczego nami dyrygujecie?” „Nie wiem, ale prawo jest prawem. Jesteś aresztowana” odpowiedział.

Rosa Parks była introwertyczką. I jako typowy introwertyk nie miała cech wojownika. Ale do czasu. Kiedy zmęczenie doszło już do granicy wytrzymałości i kiedy miała już serdecznie dość niesprawiedliwości, zareagowała w sposób typowy dla swojego temperamentu. Spokojnie ale zdecydowanie odmówiła ustąpienia miejsca. Wiedziała jakie będą tego konsekwencje. Jednak nie zmieniła zdania.

Co więcej, nie podjęła próby bronienia się czy usprawiedliwiania siebie. Zrobił to za nią genialny mówca i ekstrawertyk – Martin Luter King.
Rosa Parks miała szczęście spotkać na swojej drodze tego genialnego człowieka. Jednak większość z nas, introwertyków, musi radzić sobie sama z tego typu sytuacjami.

Ja też mam w swojej pamięci takie zdarzenia, kiedy reagowałam stanowczo, nie mając przygotowanej mowy, nie porywając za sobą tłumu. Czasami zostawali przy mnie najbliżsi przyjaciele, ale nie dlatego, że przekonywałam ich do tego. Zostawali raczej z powodu sympatii do mnie. Rzadko kiedy rozumieli przyczyny mojego postępowania. Czasami zostawałam sama ze swoim rozumieniem świata i wartościami. Pocieszające jest to, że najczęściej, po czasie, inni też się do nich przekonywali. Przynajmniej niektórzy.
Bo taki jest mechanizm.

Niestety, jest to mechanizm powolny i czasami bardzo bolesny. Bolesny dla nas – introwertyków. O ile łatwiej byłoby nam gdybyśmy potrafili  swoje stanowisko wyłożyć żywiołowo, porywająco, patrząc w oczy swoim słuchaczom, mówiąc głośno i stanowczo. Byłoby, ale nie jest. To nie leży w naszej naturze. Oczywiście, potrafimy się do tego przygotować, natomiast zawsze wymaga to czasu i ogromnego nakładu energii. Jest też wyczerpujące. Rzadko kiedy, mamy w rękawie gotowe przemówienie. A nie potrafimy reagować odpowiednio szybko.

Są jednak sposoby. Oto moje: gdy znam ludzi z którymi rozmawiam jest mi łatwiej, gdy doświadczyłam podobnej sytuacji, reaguję szybciej i bardziej stanowczo. Jednym słowem, im więcej ćwiczę tym lepiej. Minus jest taki, że trzeba wyjść ze strefy komfortu. A może to jest plus?
Szukam innych sposobów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz